środa, 8 października 2014

MISS SIXTY W SWIECIE GULIWERA



Witam Was bardzo serdecznie, dziekuje Wam ogromnie za przemile komentarze pod ostatnim postem i zapraszam na kolejny post.


Choc tytul dzisiejszego posta jest: MISS SIXTY W SWIECIE GULIWERA, ktorego losy dobrze sa Wam znane, ze mial on okazje podczas swoich podrozy m.in w Swiecie Wielkoludow poznac swoja slabosc i dowiedziec sie, m.in. co znaczy byc uzaleznionym od innych, a takze co oznacza byc zabawka w ich rekach, oraz przekonac sie, co oznacza miec sie caly czas na bacznosci i zyc w poczuciu ciaglego zagrozenia, i ktory takze mial okazje byc w Swiecie Liliputow i przekonac sie jak to nie dobrze byc wiekszym od innych i patrzec na wszystkich z gory...i ktory po wielu swoich podrozach po swiecie wraca w koncu do swego domu bogatszy w  doświadczenie, wiedzę o sobie i świecie i potrafi też docenić wartość rodziny i domu......to jednak moj dzisiejszy post bedzie
o moich mlodzienczych latach i ubiorach, ktore sobie sama uszylam. Dla mnie byly to WIELKIE SKARBY, bo majac 15- 16 lat uszylam sobie je sama.

W latach 70 krolowal jeans i byl on marzeniem wszystkich!! Najlepiej gdyby byl amerykanski i orginalny, dlatego wszystko co bylo z Ameryka zwiazane bylo synonimem „luksusu“ i jakiejs powiedzialaby potegi!! Mialam juz wowczas nie pierwsze juz, przesliczne spodnie SISLEY z wyhaftowanym na tylniej kieszeni popiersiem dziewczyny z czapka, kupione na bazarach na Wodnym Rynku w Lodzi za 2000, 00 zlotych... byly to moje oszczednosci z 2 lat, kiedy robilam praktyke w sklepie i otrzymywalam za nia ok, 200, zl miesiecznie. Haft na ciemnym tle kieszeni byl malo widoczny, ale z czasem po praniu uwidocznil sie jeszcze bardziej i czapka na glowie dziewczyny, przypominala bardzo te czapke, ktora uszylam sobie juz wczesniej z kawalkow jeansowego materialu od starych spodni i ktora z checia nosilam do tych wlasnie dzinsow. Choc byla to druga moja czapka wlasnorecznie uszyta, jednak tylko ta jedna dzinsowa, patworkowa przetrwala do dzis... i ma juz , chyba nie uwierzycie, ale 40 lat!!! Uszyta z kawalkow przetratych juz dzinsow bardzo przypomina obecne patworkowe i bardzo drogie, ale torby Louisa Vuittona.

Nosilam ja z wielka miloscia jako mloda dziewczyna, pozniej nosila moja corka ...w koncu znow wrocila do mnie... teraz trzymam dla wnuka...Wczesniej uszylam sobie juz jedna ze przepieknej
spodnicy mojej mamy w szkocka krate: zielona-czerwona-czarna, z biala podszewka w (uwaga: zielone i czarne grochy, bo tylko taki material mialam). Spodnice mama rowniez kupila na jakims rynku, i miala ona przepiekny, niespotykany wowczas material, jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i rzucajacy sie swoim kraciastym wzorkiem w oczy. Od razu mi sie spodobala, ale ze byla dla mamy troche przyciasnawa, dala ja swojej siostrze. Kiedy wpadlam na pomysl uszycia sobie tej czapki i dowiedziawszy sie, ze jest juz u cioci, szybciutko jak tylko moglam popedzilam do niej po spodniczke, ktorej ona i tak nie nosila, bo tez byla przyciasnawa. Szczesliwa ze zdobyczy wrocilam do domu i uszylam sobie piekna czapke, ktorej nikt nie mial.
To byl moj nie pierwszy zreszta SKARB, ktory sobie wowczas uszylam. Nie mialam tylko podszewki, wiec wszylam taki material, ktory byl w domu: bialy w czarne i zielone grochy wielkosci dawnej zlotowki! Nikt nie wszywal takich wzorzystych podszewek do kratowanych czapek, teraz jest to jak najbardziej na topie!!
Podobala sie ta czapka nadzwyczaj wszystkim znajomym; wzdychali do niej i stala sie ona pragnieniem wielu kolezanek i kolegow, niestety nie moglam im uszyc podobnej, bo spodnice w szkocka krate mialam tylko jedna... ale niestety tak bardzo sie innym podobala, ze skradziono mi ja, kiedy stalam w kolejce po bilet na dyskoteke w znanym MAXIMIE w Lodzi przy ul. Piotrkowskiej. Smutno mi bez niej bylo, bo ja wprost uwielbialam za je przepiekna mieciutka szkocka krateczke!! Jednak szczescie mnie nie opuscilo.
Wyobrazcie sobie... moja mama jadac tramwajem zauwazyla chlopaka w mojej czapce w kratke z jej wlasnej spodnicy. Byla to jedyna czapka wowczas w Lodzi, nikt nie mial podobnej, w dodatku mama od razu rozpoznala swoja kratke ze spodnicy, wiec zaraz do niego podeszla i zapytala:
  • - A ty stkad masz ta czapke chlopcze?- spytala mama.
  • - Kupilem- odpowiedzial chlopak.
  • - A gdzie i za ile? - spatala mama.
  • - Za 50, 00 zlotych- odpowiedzial chlopak.
  • - Czego klamiesz – krzyknela mama i najzwyczajniej w swiecie zerwala mu czapke z glowy i krzyknela- to jest czapka mojej corki, uszyla ja z mojej spodnicy, przeciez dobrze rozpoznaje i w dodatku ma charaterystyczna podszewka biala w zielone i czarne grochy, nikt nie wszywa takich podszewek i to jest na pewno czapka mojej corki. Ukradles jej, dziewczyna sie nameczyla, a Ty lobuzie je zerwalaes z glowy, ty ja ukradles!!- zaczela krzyczec, a chlopak zwinal sie z tramwaju i uciekl.

  • Wyobrazcie sobie jaka mama byla dumna i szczesliwa, kiedy weszla do domu i mi ja podala, a ja jeszcze bardziej zdziwiona i zadowolona, ze czapka MOJ SKARB, wrocil do mnie, jak bumerang.
  •  Mamo, skad ty masz ta czapke? - zapytalam uradowana mame.
  • - Jak to skad? -odpowiedziala mama. - Sciagnelam lobuzowi z glowy. - odpowiedziala i opowiedziala o calym zajsciu w tramwaju.
Mialam wyjatkowe szczescie, ze do mnie z powrotem wrocila...bo jednak Lodz jest wielkim miastem i odzyskanie jej bylo wowczas jak znalezienie igly w stogu siana. Niedlugo jednak pocieszylam sie maja czapeczka. Chlopak, ktoremu mama sciagnela czapke z glowy, kiedy mnie spotkal na ulicy, zazadal ode mnie 50,00 zl, twierdzil, ze niby kupil, choc wiedzialam, ze klamal, ale dla swietego spokoju, dalam mu te 50, 00 zl., aby sie odczepil. Po jakims czasie i tak w kolejce do kina sciagnieto mi ja znowu i to juz bezpowrotnie. Taka byla historia mojej pierwszej czapeczki...
Dlatego te druga dzinsowa juz pilnowalam jak zrenicy w oku...Wiecie teraz dlaczego tak bardzo kocham nakrycia glowy: wszelkie czapeczki, opaseczki, kapelusze i toczki...

Druga rzecza , ktora sobie postanowowilam uszyc byla bluzeczka nawiazujaca do amerykanskiej flagi. Poniewaz dzinsy najlepiej gdyby byly amerykanskie i orginalne, dlatego wszystko co zwiazane lub  kojarzylo sie wowczas z Ameryka bylo na topie!! Marzyla mi sie wtedy wlasnie  bluzeczka z gwiazdkami, takimi jak na amerykanskiej fladze. Nie bylo wowczas takich bluzeczek, ani takich materialow, wiec postanowilam uszyc sobie z trzech innych koszulek: bialej, czerwonej i granatowej.
W garantowej obcielam rekawy, doszylam do niej rekawy z obu pozostalych : na przemian w paski
czerwono-biale. Poniewaz ponadto kochalam wowczas gwiazdeczki, mialam kolczyki-gwiazdeczki i nawet trepki ozdobilam sobie bialami gwiazdkami ze skory, dlatego z przodu na bluzeczce wyszalam trzy biale gwiazdy z materialu od bialej bluzeczki, , a z tylu napis CLUB nawet nie wiecie jak mnie zaczeli nazywac, kiedy pojawilam sie w niej po raz pierwszy na dyskotece: Amerykanka!
  • Skad ja masz?- Gdzie kupilas?- Na pewno bylas w Ameryce i stad ja przywozlas?- pytali wszyscy.
  • Sama ja uszylam- odpowiadalam.
Ciesze sie bardzo, ze przetrwala tak dlugo... pozniej po 12 latach podarowalam jej mojej najstarszej siostrzenicy, kiedy miala 12 lat. Kiedy z kolei moja corka , ktora jest od niej mlodsza podrosla i chciala miec taka sama, znowu powtorzylam te sama wersje, kupilam trzy koszulki, tym razem jednak nie naszywalam z przodu gwiazd i z tylu napisu CLUB z materialu, tylko wyszylam to bialymi cekinami. Z przodu trzy gwiazdy , a z tylu napis: USA i znow corka powtorzyla tym przeboj i wzbudzila nia zachwyt w szkole i na dyskotece.

Dzis wlasnie chialabym Wam przedstawic obie te rzeczy. Zalozylam jeansy, ktore kupilam przed rokiem w bardzo drogim butiku w Saarlouis, gdzie robilam praktyke... za jedyne 10,00 €, to chyba jakis cud i prezent od Boga, bo strasznie przypominaly mi moje Levisy z lat 70. Na koniec pokaze moje zdjecia z lat 70, kiedy nialam ok. 16 lat, i mozecie sobie je porownac, ze kieszonki przy spodniach sa bardzo podobne. Niepotrzebnie je tylko od razu skrocilam, bo na co dzien chodze co najwyzej na 10 cm i nie przypuszczalam, ze uda mi sie kupic te sliczne czerwone buciki na 13 cm podeszwie z plexi  i ze wogole bede prowadzic bloga.
Poniewaz do tego ubioru swietnie pasowalo to wielkie czerwone krzeslo, na ktorym zawsze chcialam zrobic sobie zdjecie, nawet wowczas kiedy nie prowadzilam bloga, stad pomysl, aby zdjecia z patworkowa- dzinsowa czapeczka i bluzeczka nawiazujaca do amerykanskiej flagi, rzeczami mojej mlodosci... MOIMI SKARBAMI...zrobic wlasnie na tym wielkim czerwonym krzesle. 

Choc dla niektorych wydawac sie moze to troche dziwne i troche szalone, ze kobieta, taka jak ja, w dojrzalym wieku ma jeszcze takie pomysly, to tak naprawde ja jeszcze nie uspilam w sobie tej „WIECZNEJ DZIEWCZYNY“i o niej nie zapomnialam, no i przyznam szczerze, ze trzeba byc naprawde odrobine odwazynym i wlasnie czuc wsobie “ta wieczna dziewczyne“,( ktora tak naprawde wszystkie w sobie mamy), aby bez skrepowania tak sie zaprezentowac!

Ponadto wzielam ze soba ksiazke Wojciecha Eichelberga ZATRZYMAJ SIE, ktora przypadkowo wpadla mi niedawno w rece, bo oddala mi ja kolezanka. Przejrzalam ja, bo zawsze jak czytam jakiekolwiek ksiazki to podkreslam ciekawe zdania i ciekawa bylam, co to ja tam kiedys popodkreslalam. I wyobrazcie sobie ...m. in... o znalezieniu SKARBU.., ktorego powinnismy szukac
nie gdzie indziej, tylko wlasnie w sobie i po czym ponamy, ze juz go znalezlismy:

Bedziemy cieszyc sie swiatem, zyciem, przemijaniem. Prawdziwie szczesliwi ludzie potrafia
ciszyc sie tym, co jest. Co zycie niesie . Nie znaczy to, ze godza sie na wszystko – sa wolni i niezalezni, ida tylko tam, gdzie chca pojsc. Nikt i nic nie jest ich w stanie zatrzymac.“

Z tego wynika , ze ja juz swoj SKARB odnalazlam, robie to, na co mam ochote, ide tam, gdzie chce pojsc i nikt i nic nie jest mnie w stanie zatrzymac, ponadto wchodze tam, gdzie chce wejsc, np. na wysokie krzeslo, bo bardzo chcialam Wam zaprezentowac moje odnalezione skarby z lat mlodosci...i mam nadzieje, ze sie Wam spodobaja. A jeszcze nam dla Was nieoczekiwana dla mnie samej pewna niespodzianke!!

Zapraszam wiec na post: MIS SIXTY W SWIECIE GULIWERA


Bluzka                     E.B. ( moj projekt i wykonanie)
Czapka                    E.B. ( moj projekt i wykonanie)
Kurtka                     MISS SIXTY
Spodnie                   LES TEMPS CERISES
Buty                        STUART WEIZMANN
Plecak                     GERRY WEBER
Pasek czerwony       ESCADA
Pasek granatowy      ESCADA
Okulary                    

Niezmiernie ciesze sie, ze odnalzlam moje SKARBY MLODOSCI i moglam Wam je zaprezentowac, to jednak najbardziej zadowolona jestem ze znalezienia najwiekszego i najcenniejszego SKARBU w glebi siebie, jakim jest radosc swiatem, zyciem i przemijaniem, czego rowniez i WAM Moi Kochani z calego mego serca zycze.

                                               SZUKAJCIE   A  ZNAJDZIECIE !


Chcialabym tylko zastrzec, ze nie zezwalam na kopiowanie i  powielanie mojego projektu czapki i koszulek bez mojej zgody.


Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, przesylam moc pozdrowien i zycze odnalezienia SKARBU,
ktory jest w glebi Was samych.


Wasza E.B.


Chcialabym zastrzec, ze nie zezwalam na kopiowanie i powielanie moich zdjec i tekstow bez mojej zgody.








 











Martwilam sie troche, ze moge pobrudzic sobie moje piekne spodenki, wytarlam wiec to krzeslo najpierw chusteczka i o dziwo, byla czysta...czyzby ktos juz je dla mnie wyczyscil i znal moj zamiar???

Na pewno ciekawi Was,  jak weszlam na to krzeslo. Otoz od razu wiedzialam, ze bez drabiny na nie nie wejde i tak postanowilismy, kiedy tylko powiedzialam mezowi o pomysle zrobienia na tym krzesle zdjec. Od razu mu sie to spodobalo i z nieciepliwoscia wrecz  pytal , kiedy zrobimy tam zdjecia. Z tym jego zapalem roznie niekiedy to bywa, wiec czym predzej chcialam, aby je zrobic, aby przypadkiem sie nie rozmyslil.  Przed zdjeciami naszykowalam wiec drabine i skladane krzeselko przed wyjsciem przy drzwiach, oczywiscie maz, ktory wczesniej sie zgodzil na drabine, powiedzial, ze jednak drabiny nie bedziemy brac....i ze mnie podsadzi. Bylam innego zdania, ale nie odzywalam sie, aby czasami nie zrezganowal z tych zdjec. Kiedy podjechalismy blisko pod wielkie krzeslo okazalo sie jednak to niemozliwe.
-  No, tak mialas racje, bez drabiny sie nie obejdzie. - powiedzial spokojnie maz.
Pojechalismy wiec jeszcze raz... lecz zaraz  przyjechalismy z powrotem juz z drabina. Weszlam sobie spokojnie w butach po drabinie i  wygodnie siedzialam. Maz schowal drabine od razu do auta.
- Dlaczego chowasz te drabine, jak ja zejde?- pytam sie go.
- Zeskoczysz ! Ja cie zlapie - odpowiedzial.
- Co,  w tych butach? Przeciez polamie sobie te piekne pleksowe obcasy! Moga wbic sie w trawe i bedzie po butach. - odpowiedzialam ze smiechem.
Po zrobieniu zdjec, maz do mnie wola:
- Skacz Elu,  tak jak Merlinek, ja cie zlapie! - wola z dolu.
- Przynos mi te drabine! Ja to nie Merlinek, nie waze 12 kg, tylko 52, chyba??- odpowiedzialam.
- Umialas wejsc , to teraz schodz!! - wola z dolu maz i smial sie nisamowicie.
Zdjelam wiec moje piekne nowe pleksowe buciki i mu rzucilam, polozyl je obok krzesla na trawie..
- Skacz! Zlapie cie!-  krzyknal z dolu.
- Skacze!  Trudno!! Najwyzej nogi wbija mi sie w trawe, ale buty beda uratowane!!!- krzyknela i skoczylam.

Skoczylam na bose nogi na trawe, przy pomocy rak meza, ktory mi je podal.. Na szczescie nic mi sie nie stalo i moje piekne czerwone pleksowe lakierki tez sie uratowaly!!

Zapraszam do ogladania....





































 Wlasnie zaczelismy tu robic zdjecia, kiedy nieoczekiwanie dla nas.... podjechal nagle starszy pan...zrobilismy rowniez z nim zdjecia.....ale pokaze pozniej, bo po tym wielkim krzesle bylo by troche za duzo atrakcji...






















 


Bardzo sie ciesze, ze widac z tylu stare zabudowania...bo takich wlasnie bylo w Lodzi przed 40 laty sporo...i jeczcze bardziej pasuje to do mojego ubioru....















A teraz niespodzianka...nie wiem, czy ktos to zaplanaowal, ale ucieszylam sie, ze ten mily Starszy 89-letni Pan podjechal akurat wtedy na swoim motorze, kiedy chcielismy robic zdjecia...ucieszylam sie bardzo, bo jego piekny wypielegnowany motocykl cudownie  pasowal do mojego ubioru...szczegolnie to czerwone siedzenie...





Tu juz sama... troche trudno bylo wsiasc z butami na wysokich obcasach, ale sie udalo...


Ten mily starszy Pan nie tylko pozwolil zrobic nam zdjecia, ale nawet zaoferowal sie przytrzymac moja kurtke...No i jak sie Wam podoba?? 



























Ten motor ma 61 lat i jest tylko 5 lat ode mnie starszy , a jaki wypielegnowany i pieknie wyglada!!



Z tylu  ludzie szykowali sie na przyjecie urodzinowe, ktore odbywalo sie w restauracji za mna....

...jeszcze nigdy nie jezdzilam sama, ale nie mowie, ze nie sprobuje...moze kiedys nabiore odwagi i pojade w sina dal...gdzie mnie oczy poniosa!! Podobno jazda na motorze daje poczucie niesamowitej wolnosci!! Dlatego chyba jednak sprobuje!! Ha, ha..


Dla porownania stare zdjecie sprzed 40 laty...zlej jakosci, poniewaz sama je wywolywalam, za krotko trzymalam w wywolywaczu... Brat, kolezanka siostry i ja na rowerze, z moja patworkowa czapka i koszulce w czerwono-biala kratke vichy.  Koszulka brata tez szylam sama...w cienkie bialo-granatowe paseczki, z granatowymi lamowkami...


Pozegnalismy sie z milym starszym Panem, ktory twierdzil, ze z motorem beda o wiele ladniejsze zdjecia, niz przy kwiatach....jadnak robilismy dalej zdjecia, bo te kwiatki zasadzone niedawno zreszta przy drodze i te drzewa sa rowniez wyjatkowe, osadzcie zreszta sami....


 Dalsze zdjecia z pierwsza granatowa bluzeczka...



                                           






















Nie pachna, ale maja piekny fioletowy kolor!!







Szybko musilismy zrobic przerwe ze zdjeciami  i zakonczyc je, bo nasze kochane dzieci i wnuki
czekali na obiadek....tu juz przy pozegnaniu....To drugi moj kochany wnuczek Arturek w sweterku zrobionym przeze mnie ...pokazywalam go w czerwcowym poscie: SPACER W MIESCIE KROLA SLONCE... kiedys nosil go  Merlinek, a teraz Arturek...







 ..Arturek zabral mi z domu telefon i nie chcial oddac...







Po obiedzie poszlismy zrobic zdjecia drugiej bluzeczki....

Te kurteczke MISS SIXTY mam juz ok.15 lat i wciaz lubie ja nosic...jeszcze mi sie nie znudzila...





Tu pod spodem mam juz inna czerwona bluzeczke... ktora powstala po obcieciu jej rekawow i wszyciu granatowych od pierwszej bluzeczki...i bialych mankietow od trzeciej...






Ta czerwona ma tylko jedna gwiazde, ktora jednak nie jest wypelniona cekinami, tylko zaznaczone sa jej kontury, do niej zalozylam tez  inny, bo granatoway pasek...































Pora pozegnac sie z Wami po tym mega poscie....



Na koniec kilka zdjec z mlodosci z moja patworkowa jeansowa czapeczka...i kamizelka, ktora tez uszylam sama, na kieszonkach wyhaftowalam znak waluty amerykanskiej  $ w kolorze pomaranczowym, takim jakie byly stepnowania spodni...niestety ta kamizelka nie przetrwala do dzis...podarowalam ja komus.....



Wracalam  ul. Piotrkowska z basenu OLIMPIA, ktory znajdowal sie przy ul 8-Marca...



Do nastepnego postu... 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz